niedziela, 20 kwietnia 2014

Epilog

Sztuką nie jest zadręczać się po śmierci bliskiej Ci osoby. Sztuką jest pogodzić się z jej odejściem, aby mogła zaznać szczęścia w raju. Tak naprawdę każda śmierć ma jakieś ukryty cel, sens tylko nie zawsze jesteśmy w stanie go pojąć. My ludzie jesteśmy gatunkiem bardzo egoistycznym. Zawsze chodzi nam o dobro własne. Nie chcemy, by ktoś nas opuszczał, bo to my będziemy cierpieć z tego powodu. Przecież każdy normalny człowiek chce unikać cierpienia, lecz nie da się. Cierpienie jest naszym nieustannym towarzyszem. Jest szczęście, jest ból. Jest życie, jest i śmierć. Koło się zamyka, a my jesteśmy bezsilni. Możemy tylko czekać i pogodzić się z naszym losem.
Pocałunek to milion słów, które chciałam ci powiedzieć w sekundę. Krzyk odbijał się głośnym echem w mojej głowie. Widziałam twoją twarz. Twoje oczy błagały mnie o litość, ale czy ty ją okazałeś, gdy odbierałeś mi to, co najważniejsze? Gdy odbierałeś mi rodzinę? Nie. Więc dlaczego ja mam teraz odpuścić? Jestem tak blisko celu. Nie zwracałam uwagi na to, co mnie otaczało. Byłam pochłonięta jedną myślą - "pomścij rodzinę". Ten moment, kiedy widzisz mordercę swoich rodziców, ten moment, kiedy wiesz, że zaraz zginie i spłaci swój dług. Śmierć za śmierć. Ten moment, jest bezcenny. Czy tak czuł się Sasuke przez ten cały czas? Był tak blisko celu, a jednak tak daleko... Takeo przestał walczyć. Wiedział, że jego dni są policzone. Zaraz skończy swój żywot. Morderca przemienia się w ofiarę. Na jego twarzy nie było widać już tego szatańskiego uśmieszku. Wyciągnęłam katanę i skierowałam ją w jego stronę. Moja klatka piersiowa unosiła się szybko i nieregularnie. To miał być pierwszy raz... kiedy miałam zabić. Zamachnęłam się. Chciałam to jak najszybciej zakończyć. Jedna chwila i koniec. Czułam jak ostrze mojej katany przecina niewidzialne powietrze, teraz kierowało się w jego kierunku, to miał być koniec, lecz nie był...
Przed samym ciosem usłyszałam głos: "Sakura, kochanie, nie rób tego". Czy to moja wyobraźnia płatała mi figle w takim momencie? Nie wiem, ale byłam pewna, że to usłyszałam. To wydawało się takie prawdziwe. Jakbym słyszała mamę. Nie. To była moja mama. To musiała być ona. Nikt nie miał tak aksamitnej barwy głosu. Mogłam poczuć przez chwilę jej ciepło, które otulało moją twarz. Tak bardzo mi tego brakowało. Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos burmistrza miasta. Klękał skulony. Jego całe ciało było pokryte licznymi ranami, rozcięciami. Jego wyraz twarzy wyrażał bezsilność i strach. Widziałam, jak czekał na cios. Dlaczego się zawahałam? Zacisnęłam mocno rękojeść katany i zamachnęłam się raz jeszcze. Powtórka z rozrywki. Mężczyzna czekał... Sekundy mijały, ale on nadal dawał oznaki życia. Podnosił delikatnie głowę, a przed sobą ujrzał wbity miecz w resztki ocalałej ziemi. Przed nim stałam ja. Mój wzrok wyrażał teraz pustkę. Miałam szczerą ochotę go zabić, ale nie zrobiłam tego.
- Dlaczego? - spytał mnie, opierając się na rękach z tyłu. Moje spojrzenie jeszcze raz przeszyło jego całe ciało.
- Jeżeli cię zabiję, stanę się taka sama, jak ty. Nie odbiorę życia drugiemu człowiekowi. To ty co noc, kiedy będziesz zasypiać, będziesz widział obraz z dzisiejszego dnia. Krzyki twoich ofiar będą cię zadręczać, dopóki sam nie zginiesz. - Odwróciłam się i odeszłam. Zrobiłam zaledwie parę kroków i usłyszałam kolejny krzyk. Ten różnił się od głosu mojej matki. Owy dźwięk przepełniony był strachem i bólem. I to jedno słowo " Uważaj ". Odwróciłam się raz jeszcze. Nie mogłam uwierzyć. Stał przede mną mężczyzna. Ciało miał przebite na wylot moją bronią! Promienie słońca padały na jego twarz, a on sam się uśmiechał. To Acces się do mnie uśmiechał. Nogi się pode mną ugięły. Kolejna osoba została...
- To nic. Nie przejmuj się mną. Mam nadzieję, że chociaż w ten sposób odkupię swoje wszystkie grzechy. Chcę zobaczyć się z moją siostrą. Wiem, że już na mnie czeka. - Nie! To nie mogła być prawda! Z mojego gardła wydobył się krzyk rozpaczy. Płakałam jak małe dziecko. Osoba, którą dopiero co poznałam, teraz stała przede mną wiedząc, że zaraz umrze. Opadłam z sił. Acces również upadł, ale zrobiłam wszystko co w mojej mocy, by uśmierzyć ból. Złapałam go i starałam się z całych sił go wyleczyć. Obowiązkiem medycznego ninja jest działanie do końca. Nachylałam się nad nim. Moje słone łzy skapywały na jego zakrwawioną kamizelkę.
- Zostaw, to nic nie pomoże, rana jest zbyt głęboka. - Wiedziałam, że to prawda, ale nie mogłam przestać. Poczułam jego dłoń na swoich. - Przestań. Mam do ciebie jedną prośbę - dodał.
- Jaką? - zapytałam.
- Czy możesz mnie pochować na wzgórzu za wioską? Tam znajduje się grób mojej siostry. Byłbym szczęśliwy, gdybym mógł być blisko niej.
- Oczywiście. Jak sobie życzysz. - Po tych słowach poczułam jak uścisk jego dłoni słabnie, aż w końcu jego dłoń opadła na ziemię. Kolejna osoba umarła... przez niego. Tego już za wiele. Otarłam łzy z policzków. Moje oczy przybrały czarną barwę. Wiedziałam, co zaraz nastąpi. Teraz to już koniec. Wstałam. Wokół mojej osoby dało się wyczuć nienaturalną silną energię. Mój wzrok powędrował przed siebie. Stał tam z kunai w ręku. Nadal myślał, że ma jakieś szanse? Na moją twarz wdarł się chytry uśmieszek. Zaczęłam iść w jego stronę. Oczywiste było, że nie podda się. Zaczął rzucać we mnie kunai. Złapałam je w locie. Nie powstrzyma mnie już. W jednej chwili zniknęłam z jego oczu, by zadać cios śmiertelny w serce. To był koniec. Dalej moja głowa nie przekazywała mi niezbędnych obrazów. Wiedziałam, że pochowam Accesa tak, jak prosił...
Moja głowa pękała od wszystkich myśli. Chciałam otworzyć oczy, ale bałam się. Bałam się, że wrócę do codziennej rzeczywistości i monotonnie będę musiała przeżywać to samo. Dlaczego człowiek tak bardzo cierpi. Dlaczego nie mogę wieść spokojnego życia? Przecież zawsze chciałam jak najlepiej. Moje życie to jedna wielka pomyłka. Chciałam do domu...
Powoli otwierałam oczy. Światło zaraz zaatakowało moje tęczówki. Musiałam się przyzwyczaić. Znajdowałam się w białym pokoju. Nie był mi znany. Po raz pierwszy widziałam to pomieszczenie. Gdzie byłam? Odwróciłam głowę na bok. Na półce w dzbanku stały żółte żonkile. Takie dawałam Sasuke, gdy ten leżał w szpitalu. Nie mogłam się na niczym skupić. Obudziłam się w obcym miejscu. Do cholery, co się dzieje? Zacisnęłam delikatnie dłoń. Poczułam coś dziwnego. Dopiero teraz spostrzegłam, że jestem podłączona do kroplówki. Byłam w szpitalu? Dlaczego? Przecież... Nadal byłam w Wiosce Gwiazd? Nie miałam pojęcia. Nie mogłam sobie niczego przypomnieć. Spojrzałam przed siebie. Za drzwiami widziałam ruchome cienie i różne głosy. Zaraz potem usłyszałam, jak ktoś chwyta za klamkę od drzwi i wchodzi do mojego pokoju. Była to kobieta w białym fartuchu. W rękach trzymała parę kart. Gdy zobaczyła mnie upuściła wszystkie papiery i szybko wybiegła z pomieszczenia. Usłyszałam jedynie parę słów... "Panna Haruno się obudziła". Ile byłam nieprzytomna? Za chwilę znowu usłyszałam chwytanie za klamkę. Do pokoju weszła... niemożliwe. Tsunade-sama? To była ona, ale jak?! Jestem w domu?! W moich oczach znowu stanęły łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Kobieta podbiegła do mnie i uścisnęła mnie mocno. Poczułam się jak dziecko, które po raz pierwszy idzie do przedszkola i nie chce opuszczać mamy.
Starałam się uwierzyć, że to się dzieje na prawdę, ale nie mogłam. No, ale przecież czułam, jak dotyka mnie moja mentorka. Widziałam ją i byłam tego świadoma. Jestem w domu?
- Sakura, jak się cieszę. Tak bardzo się cieszę, że cię widzę! - Tsunade-sama... płakała? Musiałam zapytać.
- Czy ja śnię? Czy to wszystko to prawda? Jestem w... Konoha?
- Tak, Sakura, jesteś w domu. Nareszcie jesteś z nami. - Widziałam uśmiech Hokage-sama.
Nareszcie w to uwierzyłam. Byłam w domu. Byłam taka szczęśliwa. Tylko był jeden problem... jak ja się tu znalazłam?
- Hokage-sama...- W moim głosie było słychać wyraźny niepokój. - Jak ja się tu znalazłam? - dodałam. Mina Piątej momentalnie przybrała inny kształt. Widziała smutek?
- To my chcielibyśmy się tego dowiedzieć, Sakura. Nasz oddział znalazł cię trzy kilometry od głównej bramy wioski. - To dziwne. Co robiłam w lesie?, myślałam cały czas. Jakim cudem? Przecież byłam w Wiosce Gwiazd z Sasuke. Właśnie, Sasuke...
- Z drogi ludzie! Muszę przejść! Nie mam czasu! - Kto tak krzyczał w szpitalu?! Drzwi po raz kolejny otworzyły się z hukiem, a w nich stanął...
- Sakura-chan! Nie mogę uwierzyć, to na prawdę ty! - Podbiegł do mnie i mocno mnie uściskał.
-Naruto... udusisz mnie - Czułam, jak robię się czerwona. - Mówię serio! - Dopiero po minucie mogłam nabrać powietrza do płuc. Puścił mnie i stanął przede mną. Teraz jego wyraz twarzy...
- Szukałem cię. Szukałem cię przez ten cały czas. Nie mogłem znaleźć. Nie poddawałem się, ale w pewnej chwili poczułem, że na zawszę mogę cię stracić. - Zacisnął pięści i opuścił głowę w dół. - Zwątpiłem. Wybacz mi Sakura! - Łzy leciały z jego oczu. Nie takiego Naruto pamiętałam. Nie chciałam widzieć go takiego.
- Naruto, nie płacz. Już dobrze. Jestem tu. Cała i zdrowa. *Ale dlaczego tu jestem?* - Zapałam go delikatnie za rękę. Szukał mnie razem z innymi. Nie zapomnieli o mnie, wiedziałam. Sama widziałam, jak mnie szukali, ale nie mogłam się odezwać. Nie mogłam narażać moich przyjaciół. Ta wioska była pełna ludzi, których darzyłam szacunkiem i miłością. - Kiedy stąd wyjdę może zjemy razem ramen? - Uśmiechnęłam się po raz kolejny. Tutaj śmianie się przychodziło mi tak łatwo.
- Tak jasne, że tak. - Teraz i on się uśmiechnął. Takiego już zawsze chciałam go widzieć.
- Naruto, możesz wyjść na chwilę? Muszę porozmawiać z Sakurą na osobności. - Blondyn spojrzał podejrzanie na głowę wioski, ale posłuchał jej i bez słowa opuścił pokój. Kobieta odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie swoimi orzechowymi tęczówkami.
- Sakura, jest coś, co musisz wiedzieć. - Blondynka westchnęła. - Gdy cię znaleźliśmy w szpitalu zrobiliśmy ci wszystkie badania i... jest coś czym jesteśmy zszokowani. - mówiła. Nie rozumiałam, o co chodziło. Co było nie tak? Czym byli zszokowani?
- O co chodzi, Tsunade-sama? - Spojrzała na mnie jeszcze raz, uważnie patrząc w moje oczy.
- Sakura... jesteś w ciąży. - Po raz kolejny dzisiaj nie mogłam w coś uwierzyć. Jestem w ciąży? Będę matką, a ojcem...? Momentalnie zrobiłam się czerwona. Czyżby to Sasuke był ojcem? Przecież współżyłam z nim. O Boże! Sasuke jest ojcem mojego dziecka!
- Sakura, czy coś pomiędzy wami... - Tsunade nie skończyła wypowiedzi.
- Tsunade-sama... który to miesiąc?
- Drugi. Sakura powiesz mi co między wami zaszło? - To było trudne.
- Ja... Nie wiem, jak to wytłumaczyć... Coś we mnie pękało i w końcu oboje tego... chcieliśmy? *Ja na pewno*

- Porozmawiamy później. Teraz możesz już opuścić szpital. Twój stan jest już w normie, tylko nie przemęczaj się dobrze? Twój dom jest otwarty. - Wstałam z łóżka i sięgnęłam po swoje ubrania. - Sakura... pamiętaj, że mi możesz powiedzieć o wszystkim. - Uśmiechnęłam się ponuro i kiwnęłam głową. Muszę sobie to wszystko poukładać...
***
Razem z Naruto szliśmy w stronę baru Ichiraku. Na zewnątrz kręciło się mnóstwo ludzi, ale było wyjątkowo cicho. Wszyscy byli zagapieni na mnie. Wiedziałam, że tak będzie. Nie było mnie w końcu parę miesięcy, a nawet dłużej. Patrzyli się jakby widzieli ducha. Posłałam tylko uśmiechy w ich stronę, burząc ich wyobrażenia o tym, że jestem istotą nie z tego świata. Z oddali widziałam już ulubiony bar Naruto. Chwilę potem już siedzieliśmy na miejscach i jedliśmy po ciepłym posiłku. Nadal czułam się jak we śnie. Nagle znowu byłam w swojej rodzinnej wiosce z moim przyjacielem. Ale był pewien dodatek do pakietu. Można teraz powiedzieć, że jadłam za dwóch. Dotknęłam odruchowo swojego brzucha wyobrażając sobie co będzie dalej. Na dworze zaczynało robić się coraz ciemniej. Zjedliśmy po swoich porcjach. Zdziwiło mnie to , że zjadł tylko jedną miskę. To do niego niepodobne. Odprowadził mnie pod sam dom i przytulił. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i poszedł do siebie. Ja zrobiłam to samo. Weszłam na "stare śmieci". Zdziwiłam się, bo wszystko było posprzątane. Nawet ani jednej odrobiny kurzu. Czyżby tu sprzątali? Byłam bardzo zmęczona, więc od razu poszłam do pokoju i położyłam się spać...
Obudziłam się w jego pokoju. Poznałam to pomieszczenie od razu. Byłam w organizacji. Musieli mnie przenosić całą drogę, bo nie pamiętam niczego z podróży. Ciekawe, czy Sasuke będzie zły na mnie. W końcu znowu się go nie posłuchałam. Z drugiej strony zrobiłam coś, czego chciałam dokonać już od dawna. Sprzeciwiłam się mojej matce. Nie chciała, abym go zabiła, ale zrobiłam to. On zabił i zabijałby kolejne osoby. Takich ludzi trzeba ukarać. Dałam mu szansę, nie wykorzystał jej. Wstałam z łóżka i delikatnie otworzyłam drzwi. Nikogo nie wyczuwałam. Zupełnie jakbym była sama. Skierowałam się w stronę kuchni. Tam musiał ktoś być. Szłam długim korytarzem. Sama byłam zdziwiona jak cicho potrafiłam teraz się poruszać. Zupełnie jakby moje stopy nie dotykały podłoża. Mijałam różne pokoje. Każdy był taki sam, ale zatrzymałam się przed jednym. Zmrużyłam delikatnie oczy. Wydawało mi się, czy usłyszałam czyiś głoś? Podeszłam najciszej jak potrafiłam i wyciszyłam się. Tak. Tam ktoś był. Już miałam zamiar nacisnąć za klamkę, ale usłyszałam coś, co mnie zaniepokoiło...

- Co teraz zrobimy? Jesteśmy już w ostatniej fazie planu. Nie można tego tak zostawić. Mamy tysiące ludzi, którzy czekają, aż najadą na tę wioskę. - Rozszerzyłam szeroko oczy. Miałam złe przeczucie...

- Wystarczy podać im sygnał i wojna nadejdzie, a oni nawet się nie obejrzą. Teraz mamy szansę. Konoha zmieni się w pył, a ty nareszcie pomścisz brata.
Podniosłam się szybko z łóżka. Teraz pamiętam! Wiem jak się tu znalazłam. *Muszę szybko znaleźć Hokage-sama!* Przebrałam się szybko i pobiegłam do najwyższego budynku w wiosce.
Nie zwracałam na uwagi urzędników, biegłam przed siebie. Nie pukałam do drzwi, od razu weszłam do biura mojej mentorki. Siedziała w fotelu i wypełniała ważne dokumenty. Była bardzo zdziwiona, kiedy mnie ujrzała.
- Tsunade-sama! Nadciąga niebezpieczeństwo! - mówiłam do niej. Kobieta rozszerzyła szeroko oczy. Najwyraźniej nie rozumiała skąd mam takie informacje.
- Wiem dlaczego tu jestem! Przypomniałam sobie. Obudziłam się jak zwykle w kryjówce, ale tym razem nikogo nie było... znaczy, tak myślałam. Przechodziłam korytarzami i natknęłam się na głosy... oni mówili, że chcą najechać na Konohe, by Sasuke pomścił brata!
- Sakura, wiesz kiedy mają wykonać atak?!
- Nie mam pojęcia, ale sądzę, że to już niedługo...
***
Minęło osiem dni, odkąd byłam w Konoha. Już każdy wiedział, że Sakura Haruno wróciła, ale nikt nie wiedział o dwóch rzeczach; że byłam w ciąży i że wiosce zagrażało poważne niebezpieczeństwo. O fakcie zbliżającej się wojny wiedzieli tylko Tsunade i Naruto. Blondyn był zdruzgotany, gdy się o tym dowiedział, ale wszyscy mamy zamiar go powstrzymać. Było już późne popołudnie. Pomagałam wypełniać dokumenty Hokage-sama. Każdy żył pod ogromną presją, nie wiadomo było, kiedy nastąpi atak. Szłam właśnie po kolejną stertę papierów, gdy w gabinecie pojawił się członek ANBU. Już miał zacząć przemawiać, ale spojrzał na mnie i znowu na Hokage.
- Możesz mówić, ona wie o wszystkim. - oznajmiła mu Hokage.
- Tsunade-sama na wschód wykryliśmy ogromne pokłady chakry i dużą liczbę ludzi. Nie ma wątpliwości, że to...
- Uchiha! - krzyknęła Hokage. - Macie ewakuować wszystkich ludzi w bezpieczne miejsca, a oddziały nasze, Suny i Kiri mają być w gotowości. - Członek ANBU kiwnął głową i zniknął w szarych kłębach dymu.
- Sakura, posłuchaj, ja wiem, że to z nim masz dziecko. - Momentalnie spuściłam głowę w dół. - Ale jeżeli on zaatakuje Konohę, to wiedz, że nie zawaham się go skrzywdzić. - Tak, wiedziałam o tym doskonale. Miałam zamiar jej odpowiedzieć, ale uprzedził mnie wielki wybuch tuż przed wschodnią bramą wioski. Upuściłam wszystko, co trzymałam w ręku i pobiegłam w tamtym kierunku, zostawiając Hokage samą.
***
- Jest ich za dużo! Potrzebujemy jeszcze więcej ludzi, byśmy mogli dać im radę! - krzyczał któryś z żołnierzy, a ja usłyszałam każde jego słowo. Przez ile zbierałeś taką armię Uchiha? Czemu byłam aż taka głupia i nie zorientowałam się wcześniej? Moja inteligencja biła wszystkich na kolana.
- Nawet nie waż się poddawać, słyszysz?! Można to przecież jakoś załatwić! - Naruto, czy ty naprawdę tak myślisz? W głębi serca również nosiłam taką nadzieję. Chociaż atak nastąpił parę minut wcześniej, przy bramie dało się zauważyć już fatalne skutki. Ziemia rozchodziła się na niemałą odległość, a drzewa leżały na drodze. Ten wybuch spowodował aż takie straty? Na szczęście nie widziałam żadnych poszkodowanych. Szybko dotarłam na miejsce. Widziałam sylwetki moich przyjaciół i coś co spowodowało, że wielka gula stanęła w moim gardle, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Naruto walczył z Sasuke. Czyli co teraz już nic nie można zrobić, aby to zatrzymać? Cholera! Przecież nie mogłam pozwolić na to, aby moja wioska, mój dom zostały zrównane z ziemią. Po prostu nie mogę! Reszta przyjaciół walczyła z armią Sasuke, a ja stałam w miejscu. Czy naprawdę nic nie mogłam zrobić? Przed oczami przeleciały mi wszystkie chwile spędzone z brunetem. Pierwsze spotkanie nie należało do przyjemnych, w sumie mój początkowy pobyt tam mogłam spokojnie nazwać jedną wielką życiową porażką. Lecz potem zaczynało się moje prawdziwe życie tam. Zaczęłam dogadywać się z Suigetsu, Juugo, a nawet po pewnym czasie z Karin. Mój pierwszy pocałunek z Uchihą... Sprawiłam mu tyle kłopotów, ale jeszcze nigdy nie zrobił mi krzywdy. Zmienił się. Tylko dlaczego najeżdża na swoją wioskę? Z powodu brata? Przecież to on wymordował jego klan, więc dlaczego chce go teraz pomścić? Musiałam coś zrobić...
- Przestańcie! - Nawet nie wiedziałam, kiedy owe słowa wyleciały z moich ust, by przerwać ich walkę. Nogi same rwały się do biegu. Nie powstrzymywałam ich. Chciałam się znaleźć jak najbliżej. Widziałam jak Naruto używa rasengana, a Sasuke chidori, a ja biegłam... Nadal prosto do nich. Jeżeli zginę, będą mieli mnie na sumieniu. Trudno. Wbiegłam w samo centrum. Zamknęłam mocno powieki i zacisnęłam zęby. Czekałam na niewiarygodny ból, ale nic takiego się nie zdarzyło. Otworzyłam oczy i ujrzałam moich przyjaciół. Przyjaciół? Naruto mogłam tak nazwać, ale Sasuke? Wiedziałam, że dla mnie nie był przyjacielem, a kimś znacznie więcej. Stałam po środku, a oni po dwóch moich stronach w średniej odległości, ciężko dysząc. Spojrzałam na jednego i drugiego. Na drugim mój wzrok znacznie się wydłużył. Całym ciałem odwróciłam się w jego stronę.
- Dlaczego to robisz, Sasuke? - Z nieba zaczął padać deszcz. Zupełnie tak, jakby Bóg odczuwał ten sam ból co ja i chciał mnie wesprzeć. Jakby chciał powiedzieć "Teraz masz szansę". Spojrzałam na niego, jego twarz wyrażała nutkę zdziwienia, ale szybko ją ukrył. Widziałam ją, nie przejmuj się, Sasuke. Wiedziałam, że ty też posiadasz coś takiego, jak uczucia. - Dlaczego niszczysz swój dom? - zapytałam po raz kolejny. Między nami trwała cisza. Nie warzyłam się oderwać od niego wzroku. Teraz byłam skupiona wyłącznie na nim, ale mój słuch podpowiadał mi, że nie tylko my przestaliśmy walczyć. Zupełnie tak, jakby każdy nas słuchał.
- Dlaczego? - odezwał się wreszcie. - Robię to, aby pomścić mojego brata, który zginął niesprawiedliwie! Wszystkiemu winna jest ta wioska, a ja teraz wymarzę jej istnienie. - Słuchałam go, nie wiedząc o czym on mówi. Itachi zginął niesprawiedliwie? Przecież to on wymordował swój klan, zostawiając tylko Sasuke przy życiu. To właśnie Sasuke pozbawił go życia. Brat brata. Więc... o co chodziło?
- Przecież to twój brat wymordował twój klan. Sam to wiedziałeś, więc dlaczego...?
- Mój brat był marionetką w rękach starszyzny. To oni kazali mu wymordować naszą rodzinę. Chcieli wyeliminować nasz klan, bo sprawiał dla nich zbyt dużo problemów. Więc co? Musieli wyeliminować zbędny balast, a do tego wykorzystany został mój brat...
- Sasuke! - dodała osoba trzecia, Hokage-sama. Blondynka pojawiła się na polu walki ze zwojem w ręku. Zmarszczyłam brwi. Co zamierzasz zrobić, sensei? - Itachi został zmuszony do wymordowania własnego klanu przez starszyznę, to prawda. Trwała wojna domowa, a w oczach starszyzny wasz klan sprawiał za wiele "problemów", dlatego musieli się go pozbyć. Osobiście sama chciałabym ich za to ukarać. Lecz wiedz, że Itachi zrobił to z przymusu. Kochał wioskę, więc dlatego wykonał ten rozkaz. Można się domyśleć, że był szantażowany. Zrobił to jeszcze tej samej nocy. Zabił każdego, ale nie ciebie. A wiesz dlaczego? - Tutaj Hokage spojrzała Sasuke prosto w oczy. - Bo był ktoś kogo kochał jeszcze bardziej od samej wioski. Ciebie. Jeżeli nie wierzysz, możesz zajrzeć tutaj. Dokumenty o wszystkim świadczą. - Rzuciła mu zwój, ten złapał go zwinnie w locie. Spojrzałam niepewnie na Wielmożną, a ona tylko posłała mi znaczące spojrzenie. Wiedziałam, o co jej chodzi.
- Sasuke... jeżeli to cię nie przekona, to może zrobią to moje słowa. - zwróciłam się do niego. Cała jego uwaga, jaką kierował w stronę pergaminu rozproszyła się, by po chwili znów mogła się skierować na mnie. Wiedziałam, że ma teraz ogromny mętlik w głowie.
- Posłuchaj nie mogę wyobrazić sobie tego co czujesz, bo tylko niewielu może poczuć twój ból. Ale ja również straciłam rodziców. Również zostało odebrane mi ich ciepło, ale chcę iść na przód. Nie chcę kroczyć ścieżką zemsty. Dzień w Wiosce Gwiazd dobrze mi to uświadomił. Zabijając, stajesz się taki sam. - Moje oczy skierowane były cały czas w jego stronę. Słuchał mnie, ale nie wiem czy trawił to, co do niego mówię. Chyba trzeba pojechać po najwyższej linii obrony. - Ale jeżeli nie zrobisz tego dla mnie, to może zrobisz to dla swojego... - No powiedz to, Sakura! - ... dziecka - powiedziałam! Jego mimikę twarzy dało opisać się w dwóch słowach: Czysty szok. Nie spodziewałam się, że ujrzę u niego kiedyś taką minę, ale to teraz jest nieistotne. Teraz cała nadzieja w tobie, maluszku!
- Tak, Sasuke, będziesz ojcem. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to prawda... - Nie zdążyłam dokończyć, bo osoba, do której kierowałam moje słowa pojawiła się tuż przede mną. Wystraszyłam się, nie oszukujmy się. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie takiej reakcji. Poczułam, a moim brzuchu jego dłoń. Jej delikatny dotyk rozbudzał ciepło w moim ciele. Brakowało mi tej subtelności z jego strony. Zauważyłam, jak każdy pożerał nas wzrokiem. Jego oczy patrzyły na mój brzuch.
- Sakura... przez te osiem dni, gdy ciebie nie było robiłem wszystko, by zapomnieć. Ale nie potrafię. Byłem, nie, ja nadal jestem na ciebie wściekły za to , że znowu mi uciekłaś. Mam ochotę cię ukarać. - Wydawało mi się, czy po między tymi słowami na jego usta wkroczył wredny uśmieszek? Mam nadzieję, że mi się przewidziało. - Ale teraz, kiedy tu jestem, kiedy mam spełnić mój cel w życiu. Pomścić brata, pojawiasz się ty. Znowu... przez ciebie nie jeden raz wątpiłem w sens mojej zemsty. Pojawienie się twojej osoby w moim życiu wywróciło je o sto osiemdziesiąt stopni. Miałem wątpliwości co do twojego pobytu ze mną, ale nie chciałem z niego rezygnować. Chciałem cię mieć przy sobie i nadal chcę. - Spojrzał mi w oczy. Normalnie teraz ja speszona opuściłabym go szybko, ale nie dziś. Dziś nie mogę pozwolić sobie na słabości, nie teraz.
- Wiesz dlaczego Itachi nie chciałby, abyś kontynuował zemstę? - Zadałam mu pytanie. Słysząc tylko milczenie, położyłam moją dłoń na jego policzku. - Bo on wie, że tak na prawdę ty też tego nie chcesz. On cię kochał. I na pewno nie chciałby, abyś całe swoje życie spędził na mszczeniu się. Tu masz ludzi, którzy zawsze cię wysłuchają. Popatrz tylko. - Zgodnie z moim poleceniem obrzucił wszystkich spojrzeniem. Ja zrobiłam to samo. Wszyscy uśmiechali się ciepło zupełnie tak jakby zapomnieli o sytuacji w jakiej się znajdują. - Zawsze możesz tu wrócić. - Teraz i ja posłałam mu delikatny uśmiech. Nie liczyłam na to samo z tego strony, w końcu tylko parę razy w życiu widziałam jego mały uśmiech, ale zrobił coś innego. Wbił swoją katanę w ziemie. Czy naprawdę udało mi się go przekonać?!
- Sakura... dziękuję ci. - I właśnie poczułam wielką satysfakcję. Sasuke oplótł mnie swoimi ramionami i przyciągnął mocno do siebie. - Kocham cię. - wypowiedział te słowa cicho, tak, abym tylko ja mogła je usłyszeć. Dotarły do mnie. Słyszałam je i odpowiedziałam mu tym samym. Po chwili podbiegł do nas Naruto i inni.
- Wiesz, Sasuke, masz szczęście, że Sakura-chan mnie powstrzymała, bo inaczej już błagałbyś mnie o litość. - zaśmiał się Naruto.
- Jeszcze czego, głąbie. - Sasuke odpowiedział mu, ale zrobił coś czego nie spodziewałabym się. Ujął delikatnie moją dłoń. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia.
I teraz już wiem, że od tej pory będzie już tylko lepiej...
Od Autorki: Tak, kochani, to już koniec mojej przygody z tym opowiadaniem. Dziękuję Wam bardzo, że wytrwaliście ze mną do końca tej historii. Mam nadzieję, że się wam podobało, bo mi, muszę przyznać, epilog przypadł do gustu. Nie było mnie długo, ale obiecałam, że wrócę i jestem. Dotrzymuję obietnic. Jest mi tak smutno, że to już koniec :< Wcale nie chcę rozstać się w tym opowiadaniem, ale kiedyś trzeba. Jeżeli chodzi o powód mojej długiej nieobecności, to jest on wszem i wobec znany: brak weny i czasu. Tylko tyle, ale jednocześnie aż tyle. Chciałabym Wam jeszcze raz podziękować z całego serducha za wszystkie komentarze i rozmowy na Facebooku, Gadu i nawet rozmowach w realu (tak, Okeylo, o Tobie się mówi :3). Szczególnie chcę podziękować: Eve lin, Mekuarizuce, Okeyli, Saki chan, Yuki-chan, ^Angel^ , Shanie i wielu, wielu innym osobom! Ale te osoby zasłużyły na nie najbardziej. Także dziękuję Wam raz jeszcze. Dostałam jeden komentarz pytający o moje dalsze opowiadania i mogę jedynie powiedzieć, że obecnie odchodzę na urlop. Będę jeszcze pisać, nie martwcie się o mnie, kochani, jeszcze was będę dręczyła moimi beznadziejnymi twórczościami, także nie martwcie się. :D Ale mam na głowie teraz sporo spraw, więc wiecie. Mam nadzieję, że będziecie czekać. Chciałabym, abyście wyrazili własne zdanie na temat tego rozdziału, nawet ci "niewidzialni" czytelnicy mogą coś powiedzieć. Byłabym wdzięczna, to ostatni rozdział na tym blogu i chciałabym zobaczyć jakich miałam/mam/będę mieć wspaniałych czytelników! <3 Z mojej strony na dziś to tyle. Aaaaa i jeszcze zapomniałam. T_T Wesołych Świąt! Wiem, że pora taka sobie, ale zawsze coś. :) No, to teraz to już serio koniec. Żegnam się z wami i do zobaczenia na moim kolejnym blogu. Umieszczę tu link kiedyś, więc oczekujcie, wchodźcie i sprawdzajcie codziennie! Sayonara Minna! Wasza Ewcia-chan! <33